Pierwsze zetknięcie z marką Cheerful Candle - Juicy Peach w wersi Lantern
Witajcie! Dawno mnie tu nie było, ale tradycyjnie, lato powoli dobiega końca, to i inspiracji więcej. Zwykle jest do dla mnie najgorszy czas, ale na szczęście dwa główne letnie miesiące za nami, a sierpień to już dla mnie przedsionek do szczęśliwej krainy zwanej jesienią, dlatego ogłaszam powrót! A na wielki come back zaplanowałem recenzję nowej na blogu marki - Cheerful Candle. Dzisiejszy wpis będzie trochę dłuższy, więc zaparzcie dobrą (najlepiej jakąś jesienną) herbatkę i zanurzcie się w lekturze!
Początek mojej świecowej przygody to dwie marki - Yankee i Kringle. Z czasem doszły też inne, takiej jak Village czy Goose Creek. Zawsze jednak w rozmowach z innymi świecoholikami przewijała się też marka Cheerful Candle. Poszperałem, popatrzyłem - i nie! Biedniejsza siostra YC, wizualnie bardzo nieciekawie. A dla mnie wygląd świecy ma (nie)stety duże znaczenie. Nie brałem się nawet za testowanie jakichkolwiek świec czy wosków, po prostu na CHC postawiłem grubą kreskę i stwierdziłem, że musiałbym jakąś z tych świec dostać w prezencie, by w ogóle raczyć się nimi zainteresować. Głupi ja... Okazało się, że poza klasycznymi słojami w ofercie jest też wiele innych linii, które na żywo prezentują się znacznie lepiej niż na zdjęciach produktowych marki. Nie ma biedy, nie ma lipy, a część słoików jest naprawdę oryginalna - tak jak chociażby ten, z serii Lantern, który przypomina latarenkę albo nawet kankę na świeże mleko.
Brzoskwinie w świecach uwielbiam - tak jest też w tym przypadku. Choć nic według mnie nie pobije zapachu Georgia Peach od Goose Creek, ten zapach również jest bardzo udany. Juicy Peach to słodka, naturalna brzoskwinia, soczysta i aromatyczna. Świeca pali się bezproblemowo, mimo jednego knota, szybko dochodzi do ścianek i tworzy basen. Moc mogłaby być ciut większa, ponieważ przy Georgii wypada zdecydowanie słabiej (paliłem jednak tylko wosk, więc może świeca GC również jest nieco słabsza), jednak jest naprawdę w porządku i zapach wyraźnie czuć, choć nie jest to killer. Nie ma tu żadnych innych nut, dla mnie to klasyczny, bardzo dobrze odwzorowany brzuskwiniowy zapach.
Reasumując, cieszę się, że poznałem markę Cheerful - zwłaszcza ich linie, które kształtem słoja odbiegają od klasycznych, typu apothecary. W zapasie mam też recenzje kolejnych zapachów - Barnyard Breakfast z serii Mama oraz Autumn Orchards w dyniowym słoiku, który porwał mnie pod każdym względem. Wyczekujcie kolejnych postów!
A te urocze latarenki dostępne są w Polsce w 6 zapachach, na stronie Aromanti.
Żegnam się z Wami i do następnego posta!
Adios, Michał.
Początek mojej świecowej przygody to dwie marki - Yankee i Kringle. Z czasem doszły też inne, takiej jak Village czy Goose Creek. Zawsze jednak w rozmowach z innymi świecoholikami przewijała się też marka Cheerful Candle. Poszperałem, popatrzyłem - i nie! Biedniejsza siostra YC, wizualnie bardzo nieciekawie. A dla mnie wygląd świecy ma (nie)stety duże znaczenie. Nie brałem się nawet za testowanie jakichkolwiek świec czy wosków, po prostu na CHC postawiłem grubą kreskę i stwierdziłem, że musiałbym jakąś z tych świec dostać w prezencie, by w ogóle raczyć się nimi zainteresować. Głupi ja... Okazało się, że poza klasycznymi słojami w ofercie jest też wiele innych linii, które na żywo prezentują się znacznie lepiej niż na zdjęciach produktowych marki. Nie ma biedy, nie ma lipy, a część słoików jest naprawdę oryginalna - tak jak chociażby ten, z serii Lantern, który przypomina latarenkę albo nawet kankę na świeże mleko.
Brzoskwinie w świecach uwielbiam - tak jest też w tym przypadku. Choć nic według mnie nie pobije zapachu Georgia Peach od Goose Creek, ten zapach również jest bardzo udany. Juicy Peach to słodka, naturalna brzoskwinia, soczysta i aromatyczna. Świeca pali się bezproblemowo, mimo jednego knota, szybko dochodzi do ścianek i tworzy basen. Moc mogłaby być ciut większa, ponieważ przy Georgii wypada zdecydowanie słabiej (paliłem jednak tylko wosk, więc może świeca GC również jest nieco słabsza), jednak jest naprawdę w porządku i zapach wyraźnie czuć, choć nie jest to killer. Nie ma tu żadnych innych nut, dla mnie to klasyczny, bardzo dobrze odwzorowany brzuskwiniowy zapach.
Reasumując, cieszę się, że poznałem markę Cheerful - zwłaszcza ich linie, które kształtem słoja odbiegają od klasycznych, typu apothecary. W zapasie mam też recenzje kolejnych zapachów - Barnyard Breakfast z serii Mama oraz Autumn Orchards w dyniowym słoiku, który porwał mnie pod każdym względem. Wyczekujcie kolejnych postów!
A te urocze latarenki dostępne są w Polsce w 6 zapachach, na stronie Aromanti.
Żegnam się z Wami i do następnego posta!
Adios, Michał.
Gdzie mozna kupić czirfulka w takiej ślicznej wersji?
OdpowiedzUsuńNa Aromanti.pl - są latarenki, dynie, i "kupki" z serii Beehive :)
UsuńAle że to jest "dłuższy wpis"?
OdpowiedzUsuńBywały krótsze, więc myślę, że jest dłuższy :)
UsuńTe świece mają przecudowne opakowania! Same w sobie już stanowią dekorację. Uwielbiam klimat świeczek. Usiąść jesienią z książką, kubkiem herbaty i klimatyczne oświetlenie - czego chcieć więcej. Ja niestety muszę posiłkować się lampami, ze względu na małe pomieszczenia w mieszkaniu i po dłuższym paleniu świec robi się strasznie duszno.
OdpowiedzUsuńUwielbiam świece zapachowe. Teraz kończę wykańczać mieszkanie, a tak naprawdę już tylko kupuję dodatki i świecie to na pewno must have na mojej liście. Uwielbiam ten klimat i oczywiście zapach. Jedna na pewno zagości w nowej sypialni, tylko jeszcze nie zdecydowałam się na nutę zapachową. Wybór jest zbyt duży ;)
OdpowiedzUsuńŚwiece wyglądają pięknie! Takie słoiki są bardzo oryginalną ozdobą, dzięki której wnętrze będzie prezentować się przytulniej.
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czyta twoje wpisy. Ja dopiero zaczynam swoją przygodę ze świecami, więc chętnie zapoznaję się z wszelkimi poradami i recenzjami. Wciąż szukam swojego ulubionego zapachu, ale mam nadzieję, że wkrótce będę mogła się nim pochwalić. Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuń