Dziennik świecoholika marzec

Dziennik świecoholika marzec

 Jak ten czas szybko leci! Dopiero co wpadłem na pomysł comiesięcznej "spowiedzi" jak to niektórzy z Was nazywają, w postaci "Dziennika Świecoholika", a tu już 3 wydanie tej serii! Marzec minął bardzo szybko, wiosna niby przyszła, ale jednak zima, też kobieta, kluczy zapomina i co jakiś czas po nie wraca. Dzisiaj zapraszam Was na marcową odsłonę tego, co paliłem przez ostatni miesiąc.

vanilla honey comb lindt

1 marca - miesiąc rozpocząłem od nocnego palenia Zapachu Miesiąca z lutego, czyli Vanilla Cupcake. Cała noc spędzona nad sklepem, a zapach umilał mi pracę. Potem od rana do wieczora wypalałem Blueberry Muffin od Kringle. Mały zakup w postaci wosku Coastal Living od YC.

2 marca - piątek to znowu Blueberry Muffin. Nic więcej nie udało mi się odpalić, bo cały dzień w biegu.

3 marca - sobota, po raz kolejny do południa odpalam Blueberry Muffin Kringla. Wieczorem towarzyszyła mi świeca Sun Drenched Apricot Rose od Yankee w towarzystwie dwóch tealightów o tym samym zapachu. Uwielbiam tę Różę!

4 marca - niedzielę rozpocząłem od skończenia Kringlowej "jagodzianki". Ostatnia kosteczka trafiła do kominka i wymieszała się z resztą pozostałą po poprzednich paleniach. Chyba kiedyś będzie świeca. Popołudnie to premiera Watercolors od Kringle, a koniec dnia to czas dla Lemon Pistacchio od Village Candle.

5 marca -dzień zacząłem od skończenia wosku Vanilla Cupcake, a po południu zabrałem się za testy Honey Lavender Gelato Yankee  - piękny zapach!

6 marca - rano słodko i marakujowo, drugie palenie (po grudniowych testach) Rainbow Cookie z Q1 od YC. Super zapach, moc też nadal ok, towarzyszył mi do wieczora. Dzisiaj też przyjechała do mnie nagroda z konkursu "Zapachy miesiąca", duża świeca Vanilla Yankee Candle. Dziękuję!

7 marca - wielkie testowanie Zajączków White Chocolate Bunnies od Yankee, wieczorem kosteczka wosku Black Amber Plum Goose Creeka, uwielbiam! Kolejna mała przyjemność, w postaci kupionego wosku Black Coconut.

8 marca - dzisiaj zabiegany dzień bardzo, a więc tylko pod wieczór dopaliłem Śliwkę z dnia poprzedniego i to na tyle.

9 marca - rano ostatnie palenie Rainbow Cookie, kolejny wosk można włożyć "między bajki". Zapach fajny, ale chyba już do niego nie wrócę. Popołudnie to powrót Jelly Beans od Yankee Candle, niepalone prawie od roku!

10 marca - w sobotę 10 marca przypomniało mi się, że mam do wykończenia jeden wosk, na który zanosiłem się już od początku lutego (!), a mianowicie Cherries On Snow. Piękny zapach, który na szczęście mam już w świecy, do kominka poszedł cały wosk, pachniał całkiem mocno, ale tylko przez jedno palenie. Po 18 pokruszyłem trochę samplera Berrylicious, który udało mi się kupić od Julity z Pachnącej Wanny (pozdrawiam, Julita!). Około 22 odpaliłem sobie jeszcze na dobranoc "Awakening" od Village Candle, który palił się pięknie aż do 1 w nocy,

11 marca - niedzielę bez handlu uczciłem... piknikiem. Ale nie takim prawdziwym, a woskiem "Picnic in the park", który dostałem jako gratis do zamówienia w Markowych Świecach. Zapasy wosków topnieją, nareszcie!  Popołudnie umilałem sobie Hydrangea od Yankee Candle, a wieczorem premierę miał wosk Chocolate Chip Cookie  Country Candle. Oj, będzie świeca, pachnie jak Pieguski!

12 marca - dzień zabiegany strasznie. Dopiero wieczorem udało mi się odpalić wosk, padło na Lemon Pound Cake z VC.

13 marca - rano dopalanie Lemonka, popołudnie w akompaniamencie cudownego Midnight Jasmine! Piękny, perfumowany zapach jaśminu. Rewelacja!

14 marca - tak się zakochałem w Jaśminie od YC, że wczoraj skończyłem cały wosk. Na szczęście idzie kwiecień, więc świeca będzie tańsza o 25%! Wieczorem paliłem kolejnego kandydata na duży format, Chocolate Chip Cookie od Country Candle. Dzisiaj też przyjechała paczka z rewelacyjną świecą Strength z kolekcji Making Memories Yankee Candle od Grupy Zachodniej.

15 marca - dwie kosteczki Lemon Pound Cake Village, została jeszcze tylko jedna. Zrobiłem porządki w woskach, wyciągnąłem z pudełka 33 zapachy na wiosnę i wczesne lato. Część z nich to niedopałki z zeszłego roku, część kupiłem jakoś w maju, nie zdążyłem wypalić, więc przezimowały.

Lemon Pound Cake palił się aż do 23, w międzyczasie dorzuciłem ostatnią kosteczkę tym samym wykańczając wosk. Po wypaleniu zrobiłem sobie maraton seriali, w którym towarzyszyła mi już świeca Cool Christmas Mint  - to jest cudowny zapach! Dzisiaj także zamówiłem nowość z MFT, czyli Crisp Apple Strudel oraz wosk Pink Dragon Fruit.

wiosna dekoracje dziennik świecoholika świece zapachowe village candle yankee candle
 

16 marca - dzień zaczynam od "luksusowego salonu meblowego" czyli Cozy Home Goose Creeka. Jeszcze 2 kosteczki zostały. Wieczorem ostatnia część daylighta Chocolate Chip Cookie, czekamy teraz na zakup świecy. Dzisiaj dotarła także paczka-niespodzianka od Aromanti, a w niej super świeca Rain Blossom z nowej serii "Be Bold, Be Colorful". No i wreszcie udało mi się dorwać na YankeeHome wielkanocny zestaw prezentowy! Super!


17 marca - słoneczny, mroźny dzień rozpoczynam od wrzucenia całej tarty Forbidden Apple. Nie chcę czekać z nim na później, bo boję się zwietrzeje, pewnie już trochę stracił na mocy, dlatego cała tartka. Popołudniową porą unikat od Julity z Pachnącej Wanny, czyli druga część Berrylicious, a od 20 aź do późnej nocy testy Rain Blossom od Village Candle.

18 marca - od samego ranka do późnego popołudnia umilałem sobie dzień Strength. Śliczny zapach. Wieczorem dwie kosteczki Black Amber Plum Goose Creek, jeszcze jedna i kolejne denko!

19 marca - okropny dzień. Na wieczór jedynie ostatnia kosteczka Black Amber Plum i koniec wosku.

20 marca - dzień Szcześcia. Nie mogłem świętować go przy niczym innym, jak Flowers in the Sun. Cudowny zapach.

21 marca - wieczorem tylko cała tarta Blue Summer Sky, super, ale troszkę słaby,

22 marca -dzisiaj bardzo zróżnicowanie, jednak tylko świecowo. Popołudniową porą odpaliłem White Chocolate Bunnies, wieczorem (i znów aż do nocy) rozkoszowałem się Rain Blossom od Village Candle.

23 marca - dzisiaj dotarła moja paczka z Aromanti ze świecą Rhubarb Lemonade! Przy okazji pochwalę się, że jestem pierwszą osobą w Polsce, która zamówiła świecę z kolekcji Be Bold & Be Colorful. Ma się ten refleks! Dodatkowo Magda niemało mnie zaskoczyła, bo oprócz wielkiej Lemoniadki dostałem też małą świeczkę Honey Comb! Rewelacja, Madzia, dziękuję! Poza tym pierwsze wiosenne piątkowe popołudnie spędziłem w towarzystwie Tulips od Yankee, a wieczorem dałem do kominka dwie ostatnie kosteczki wosku Cozy Home. Resztę dopalę jutro.

24 marca - jak obiecałem tak zrobiłem. Rankiem nacieszyłem się jeszcze Gąskami, popołudnie i wczesny wieczór pachniało mi Tropical Gateaway w formacie mini glass wygranym w konkursie Village Candle na FB, wieczorem rozkoszowałem się Spiced White Cocoa od Yankee Candle.

25 marca - nic niestety nie udało mi się odpalić.

26 marca - Market Blossoms, czyli przepiękny zapach kwiatów i owoców. Cudo! Wosk z zeszłego roku więc poszła cała tarta, ale pachniał spoko przez 6 godzin. Wieczorkiem delektowałem się Hot Chocolate od Kringle.

27 marca - Kringlowy nastrój mi się udziela, dzień zaczęty z cudownym Warm Cotton. Popołudniem cieszyłem się zapachem Pink Cherry Blossom od Coloniala - zapach piękny, ale słaby - musiałem wrzucić trzy kosteczki, by moc była ok. Wieczorem Lemon Pistacchio od Village Candle.

28 marca - rano mini votive Tropical Gateaway z Village, popołudniu przepiękna Sun Drenched Apricot Rose Yankee Candle w wosku (zostało mi jeszcze na raz), wieczorem powrót do tego, co rano, czyli dopalamy Tropicala.

29 marca - końcówka Berrylicious i później cały dzień Jelly Bean.

30 marca - pozostajemy w wielkanocnym nastroju Yankowe Króliczki przez całe piątkowe popołudnie aż do nocy. Zamówiłem także nową illumę z kolekcji Just Go, w sklepie Markowe Świece.

31 marca - krótko po północy naszykowałem sobie koszyk w Aromanti i kliknąłem kilka zapachów - oto, co wkrótce będzie pieścić mój nos.

  • Tomato Vine  
  • Coffee Bean mini glass
  • Cherry Blossom mini glass
  • Glacial Spring mini glass 
 A miałem już nie robić zakupów świecowych przez kwiecień... a, tak. JESZCZE mamy marzec. :D

Dzisiaj po raz kolejny mam zamiar palić Jelly Bean, także wyjątkowo nie serwuję Wam posta 1 kwietnia, a dziś, czyli 31 marca. W ferworze ostatecznych świątecznych przygotowań znajdźcie chwilę na przeczytanie moich mecyi, może ktoś czymś się zainspiruje. :)

Wiosenne inspiracje do wnętrz w Hygge Dom

Wiosenne inspiracje do wnętrz w Hygge Dom

Kochani, Wielkanoc już naprawdę dosłownie za rogiem, ale to nie znaczy, że urocze zajączki muszą wybyć z powrotem do swoich norek zaraz po niej. Pozwólmy cieszyć nimi swoje oko, wprowadzając je do naszego wnętrza na dłużej. Dzisiaj pierwsza inspiracja, we wiosennych barwach - niezawodnej bieli i jasnej oraz soczystej zieleni.

kubek Katie Alice zając wielkanoc wiosenne inspiracje flowerbox
Wiosenne inspiracje i dekoracje w sklepie www.Hygge-Dom.pl  - flowerbox, kubek Katie Alice, ceramiczny zajączek

Jak widać króliczki to nie tylko Wielkanoc, która potrwa chwilę i zaraz się skończy. Świetnie wyglądają też we wiosennych aranżacjach, które spokojnie możemy trzymać w naszych mieszkaniach aż do maja. W zachowaniu wiosny, która skrada się do nas naprawdę nieśmiało pomogą flowerboxy pełne pięknych kwiatów oraz dodatki z kwiatowym motywem.

kwiaty sztuczne sztuczna kalina
Wiosenne inspiracje i dekoracje w sklepie www.Hygge-Dom.pl  - sztuczna gałązka kaliny

Świetnym rozwiązaniem będą także sztuczne kwiaty (jeżeli niekoniecznie chcemy kupować od razu całe flowerboxy) - w Hygge Dom dostaniecie kwiaty wysokiej jakości, które naprawdę ciężko rozróżnić od tych prawdziwych. Na zdjęciu powyżej piękna, zdobna kalina. Świetny dodatek do wazonu, prawda?

fowerbox zieleń we wnętrzu dom mieszkanie urządzanie mieszkania

Odstawmy też zimowe kubki w sweterkach i nawet do codziennego rytuału picia herbaty wprowadźmy wiosenne wibracje. Z kubkiem Katie Alice każdy napój będzie smakować "wiosenniej", a zwłaszcza ulubiona zielona herbata. Niech nawet zawartość kubka będzie kompatybilna z jego anturażem! ;)

Biel i zieleń to kolory niezawodne od lat w sezonie wiosennym. To dosłownie "evergreeny", które sprawdzą się w każdym typie wnętrza. Dodatki nadadzą się idealnie do kuchni, salonu czy jakiegokolwiek pomieszczenia, zwłaszcza jeżeli podążacie za trendami i Wasze cztery kąty urządzone są właśnie w stylu, w którym przeważa już biel. Białe dekoracje nadadzą każdemu pomieszczeniu lekkości i elegancji, a zielone akcenty wprowadzą do niego przytulność i powiew wiosny. Nie zapominajcie jednak o zapachach! One także tworzą atmosferę i sprawiają, że naszego "M" nie chce się opuszczać, a jeśli nawet, to chętniej do niego wracamy, wiedząc, że przywita nas pięknym aromatem.Goście również będą zachwyceni.

zakupy inspiracja magazyn hygge dom blog wystrój wnętrz
Wiosenne inspiracje i dekoracje w sklepie www.Hygge-Dom.pl - a także świeca Yankee Candle Early Spring Bloom i Village Candle Awakening.  


Wszystkie produkty dekoracyjne kupicie w sklepie www.hygge-dom.pl . Zapach Awakening od Village Candle kupicie w sklepie Aromanti we wszystkich formatach (duża, średnia i mała świeca a także wosk) . Świeca Yankee Candle Early Spring Bloom w dużym słoju dostępna na YankeeHome. Być może nadchodząca recenzja Awakening od VC pchnie Was do jego zakupu, bo naprawdę warto. Na Early Spring Bloom również nieśmiało się czaję, jednak póki co staram się wypalać moje obecne zapasy. :)

Jak podobają Wam się inspiracje? Jakie są Wasze sposoby na przywołanie wiosny do wnętrza?


Koszyczek pełen żelków czyli Jelly Bean Yankee Candle

Koszyczek pełen żelków czyli Jelly Bean Yankee Candle

Wielkanoc już dosłownie za rogiem, więc czas aby przypomnieć jeden z zapachów, który w ofercie Yankee Candle był przez jakiś czas symbolem tych Świąt. Radosny kolor, kolorowa naklejka z koszyczkiem pełnym żelków - no nic tylko kupować! Zapraszam Was na recenzję Jelly Bean!

yankee candle jelly bean żelki świeca recenzja opinie hygge dom wystrój wnętrz


Jelly Bean to jedna z moich pierwszych dużych świec od Yankee Candle. Kupiona zupełnie przypadkiem, w stacjonarnym sklepie w moim mieście powąchałem i przepadłem. Musiałem ją mieć. Ubyło jej już całkiem sporo, ponieważ kiedy ją nabyłem miałem chyba tylko 4 inne świece i maksymalnie 10 wosków, więc zużywanie zapasów szło mi dużo szybciej niż teraz przy prawie 60 świeczkach. Co jednak mogę powiedzieć o samym zapachu? Przede wszystkim jest bardzo soczysty. Nie wiem jakie konkretne nuty tu dominują, ale faktycznie całość pachnie jak koszyczek, czy miseczka pełna słodkich, kolorowych żelków Haribo.  Najbardziej chyba przebijają się tu winogrona, które chyba są sprawcami tejże soczystości. Jest to zapach jedzeniowy, bez wątpienia, jednak bez typowych dla jedzeniówek nut ciastkowych czy biszkoptowych. Momentami w Jelly Bean przebija się trochę kwaskowatości i goryczki, więc słodkość nie jest jednostajna. W końcu to zapach żelków, a jak wiadomo Słowacki wielkim poetą był, a żelki różne smaki mają, nie wszystkie są bardzo słodkie.

yankee candle jelly bean żelki świeca recenzja opinie hygge dom wystrój wnętrz

Pomimo tego, że jest to zapach owocowy, cukierkowy, nie przytłacza. Daje radosny i optymistyczny nastrój w pomieszczeniu, nie jest killerem, ale ja bez problemu go czuję. Przyznam się szczerze, że mimo, że może nie jestem jakimś zagorzałym fanem tejże świecy, lubię ją czasem odpalić. W okresie przedświątecznym zamierzam palić ją na zmianę z White Chocolate Bunnies

A Wy? Jakich macie wielkanocnych, zapachowych faworytów?
"Siła jest kobietą" - recenzja Strength od Yankee Candle

"Siła jest kobietą" - recenzja Strength od Yankee Candle

"Siła jest kobietą" brzmiało kiedyś hasło akcji kobiecych magazynów lifestyle'owych. Coś w tym jest, bo poza żeńskim rodzajnikiem rzeczownika, dzisiejsza bohaterka również utrzymana jest w kobiecej stylistyce. Pod każdym względem.

Już w 2017 roku wiedzieliśmy, że Yankee Candle wypuszcza limitowaną edycję świec, które będą wchodziły w skład linii "Making Memories". Jasne oraz optymistyczne kolory i zapachy to znak rozpoznawczy kolekcji.  Każda ze świec nosi nazwę jakiejś pozytywnej cechy. Większość z nas chciałaby mieć cały komplet i mówią tu nie tylko o zaletach charakteru, ale także o świecach. Czyli w tym wypadku życie przenika się ze sztuką, dosłownie. Jeżeli ktoś jeszcze nie zapoznał się z linią Making Memories, jej grono zasilają zapachy: Miłość, Śmiech, Równowaga, Cierpliwość i Siła. I to właśnie Sile poświęcę swój dzisiejszy wpis.



Zapach opisywany jest jako 
Uroczy bukiet wiosennych kwiatów, który wniesie do każdego pomieszczenia jasność i pogodny nastrój.

Rozkładając go na czynniki pierwsze, możemy zobaczyć, że na Siłę składają się:

nuty głowy: wiśnia
nuty serca: róża, kwiat wiśni, jaśmin
nuty bazy: pudrowe piżmo, drewno sandałowe.

Przede wszystkim obok kompozycji takich jak Garden Sweet Pea, Cherry Blossom, Peony, Strength jest kwintesencją wiosny. Lekki, słodki, rzeczywiście wnoszący do pomieszczenia "jasność i pogodny nastrój". Lekki jak słodka chmurka. Dla mnie osobiście już po pierwszym powąchaniu na sucho pachniał niemalże identycznie jak Cherry Blossom. Po odpaleniu utwierdziłem się w tym przekonaniu. Nos mnie nie zawiódł, ponieważ... obydwie kompozycje, mają TE SAME nuty zapachowe. Jota w jotę, każda składowa Siły jest zdjęta z Kwiatu Wiśni, który premierę miał w ubiegłym roku. Nawet opis na stronie jest ten sam, więc nie sądzę aby był to błąd producenta. Po prostu ten sam zapach został zawarty pod dwiema różnymi postaciami.  Wracając jednak do naszej gwiazdy wieczoru - nie czuję tu za nic drewna sandałowego. Całość skupia się bardziej na kwiecistości i słodkości, aniżeli na drzewnych akordach. Strength, podobnie jak Chery Blossom uwodzi i kusi słodyczą i lekkością.  Niewiele tu też piżma, chociaż stanowi ono pewne podbicie dla całości, róży zaś nie czuję wcale. Wszystko skupia się na kwiatach wiśni, może z domieszką jaśminu, który nadaje wszystkiemu tej przyjemnej słodkości i lekkości. I choć w opisie nie ma malin, to prawdę mówiąc, Strength pachnie jak malinowa guma. I to nie tylko moja opinia, wystarczy zresztą poszukać sobie co nieco na temat zeszłorocznej Wiśni.  W istocie jest to bardzo pozytywny i optymistycznie nastrajający aromat wiosny. Nie jest to otulacz, a raczej zwiewna i ulotna kompozycja, nie dusi, nie powoduje migreny, a tworzy piękne kwiatowo-owocowe tło.


Warto wspomnieć też, że świece z kolekcji Making Memoriestrzyknotowe. Rzeczywiście ten fakt pomaga w rozpalaniu i świeca rozpala się do ścianek, jednak zajmuje jej to bardzo długo, praktycznie kilka godzin, kiedy inne dwuknotowce tworzą basen w maksymalnie godzinę. Na szczęście nie trzeba używać wspomagaczy i wystarczy tylko trochę więcej czasu aby nie tworzyły się nam niechciane tunele. Co do mocy zapachu, uważam, że jest ona raczej delikatna, choć ja bez problemu wyczuwam go w powietrzu. Trudno się w sumie dziwić, bo jak inaczej ma pachnieć coś kwiatowego? Wiemy, że tego typu aromaty najlepiej sprawdzają się w małych dawkach, bo większe stężenie może mieć przykre skutki uboczne. Dlatego w tej kwestii nie mam zastrzeżeń, wszystko jest takie jak ma być.  Decyzja czy zdecydujecie się na tę świecę czy po prostu kupicie Cherry Blossom należy do Was. Kolekcja Making Memories wyróżnia się od pozostałych tym, że każda świeczka zapakowana jest w proste i minimalistyczne, a jednocześnie eleganckie pudełko, idealne na prezent. Sprezentujcie sobie też którąś z nich i cieszcie się zapachem, nawet jeśli na półce obok stoi jego wierna kopia w klasycznym słoiku. Myślę, że warto, choćby i dla samego opakowania. 

Za możliwość testowania serdecznie dziękuję Grupie Zachodniej, a same świece kupicie w sklepie www.YankeeHome.pl. Dodatki ze zdjęcia do kupienia w sklepie Hygge Dom www.hygge-dom.pl

Z wiosennymi pozdrowieniami,
Michał.


Be Bold, Be Colorful - Rain Blossom od Village Candle.

Be Bold, Be Colorful - Rain Blossom od Village Candle.

W ostatnim czasie bardzo modne stało wypuszczanie limitowanych edycji świeczek o bardzo oryginalnym wyglądzie, całkowicie odcinającym się od produktów dostępnych w regularnej sprzedaży. Za ciosem poszło również Village Candle, które w tym roku stworzyło dla nas serię "Be Bold, Be Colorful". Prawdę mówiąc, nazwa bardzo kojarzy mi się z "Modą na sukces", której nazwa oryginalna brzmi Bold&Beautiful. I  sumie seria ma wiele wspólnego z tasiemcem, którego początki pamiętałaby jeszcze Maria Antonina, gdyby oczywiście żyła.  A należą do nich chociażby:

-pochodzenie, bo przecież obie, skądinąd produkcje pochodzą z USA
-albo się je kocha albo nienawidzi (ale o tym w dalszej części)
-nazwa według mnie całkiem mocno inspirowana najpopularniejszym na świecie serialem
-docelowa liczba zapachów mnoga niczym suma wszystkich partnerów Brooke..
-nawet małe świece posiadają dwa knoty, czyli znowu, ekhm, wracamy do Brooke... resztę dopowiedzcie sami.

Aromanti zrobiło mi niespodziankę i w piątek, choć przeżyłem przy okazji chwilę grozy (długa historia), odebrałem paczkę z rewelacyjną (dziś już wiem to na pewno) świeczką Rain Blossom. Dlatego dziś przedpremierowo, zanim świece oficjalnie wylądują na stronie www.aromanti.pl i w sklepach, zapraszam Was na recenzję!


Etykietka obiecuje nam, że metalizowane, neonowe wieczko skrywa pod sobą jaśmin, puder i piżmo. W istocie, wszystko to otrzymujemy. Jaśmin jest zdecydowanie pierwszoplanowy, jednak zupełnie inny niż w Midnight Jasmine od Yankee Candle, gdzie otrzymujemy 100% jaśminu w jaśminie. Tutaj jest on podkręcony słodką wręcz kwiatowo-wodną nutą, która stanowi dla niego całkiem mocne tło. Zapach jest pudrowy i otulający, ale zdecydowanie zbluźniłbym, gdybym powiedział, że należy do kategorii ciężkich. Faktycznie pachnie jak "kwiaty po deszczu". Jestem pewien, że każdy zna to uczucie, kiedy w lecie wychodzicie na zewnątrz po deszczu. Niby wciąż jest ciepło, ale jednak gdzieś mocno daje się we znaki ta świeżość i rześkość, która czyni zapach naprawdę cudownym. Przy okazji dochodzi jeszcze ta rozkoszna słodycz, sprawiająca, że chce się go palić bez końca. Bez wątpienia zapach może przywodzić na myśl kobiece perfumy. Jednak dzięki tej "wodnistości", którą ma w sobie, absolutnie nie możemy mówić o eleganckiej staruszce, która bryluje w kościele z torebką Diora, a o kobiecie, z nutką tajemniczości, przy której chce się przebywać. No i znowu wracamy do Brooke, bo przecież ona już miała wszystkich facetów w serialu - a więc sorry Village, sami chcieliście, porównań nie da się uniknąć. Albo to może tylko moja dziwna wyobraźnia...


Kolejną rzeczą zasługującą na uwagę jest wygląd słoja. Tutaj zdania (również jak w przypadku MnS) zdania są bardzo podzielone. Jedni (w tym i ja) uważają je za coś super i oryginalnego, dla pozostałych trącają kiczem. O gustach się nie dyskutuje, ale nawet najbardziej kiczowata świeca i tak jest lepsza od brudnych nóg i dziwnie wyglądających wypieków na etykiecie. Wracając - słoiki są super wykonane i zupełnie odróżniają się od proponowanych nam dotychczas przez Village. Bogactwo kolorów i metaliczność słoiczków są dla mnie strzałem w dziesiątkę. Rain Blossom świetnie sprawdzi się nawet po wypaleniu jako dekoracja w pokoju urządzonym w nowoczesnym stylu z dodatkami fluo, a kiedy ja wykończę swój przyszły słoik Rhubarb Lemonade w kolorze złotym, na pewno znajdę dla niego jakieś zastosowanie u siebie w pokoju, ponieważ będzie pasował idealnie. Dla mnie cała seria wygląda świetnie, bardzo nowocześnie i dekoracyjnie.


Moc zapachu super, idealnie go czuć. Nie przytłacza, wczoraj palił się kilka ładnych godzin, od 20 do prawie 1 w nocy. Basen pierwsza klasa, już nie mogę doczekać się następnego palenia. Jeszcze raz dziękuję Aromanti za możliwość przetestowania. Sam zapach idealny dla mnie, wiecie co lubię. ;) A, i Magda, podsuń "górze" pomysł, żeby następna seria limitowana kojarzyła się z Gotowymi na Wszystko. ;)  Dodam jeszcze, że egzemplarze w średnich słoikach są przeznaczone tylko do celów promocyjnych, a kupić będzie je można w małych i dużych formatach, kosztujących kolejno 69 i 109 zł.

A Wy na który zapach z Be Bold, Be Colorful czekacie? Ja nie mogę doczekać się jeszcze Rhubarb Lemonade, a na jesieni KONIECZNIE Pumpkin Tweed i Tangerine Guava.

DODATKI ZE ZDJĘCIA KUPICIE W SKLEPIE WWW.HYGGE-DOM.PL



Lawendowo, jagodowo - Honey Lavender Gelato, recenzja.

Lawendowo, jagodowo - Honey Lavender Gelato, recenzja.

Miłością do tej świecy zapałałem już w czasie, kiedy pojawiła się jako limitowana edycja zagranicą. Kiedy znalazłem na Allegro wosk, nie zastanawiałem się ani chwili. Chwilę później świeca pojawiła się u nas w Polsce nie czekałem długo. A szczęście mi sprzyjało, bo swój słoik kupiłem w Czarny Piątek za trochę ponad 70 zł na YankeeHome.


Kierując się nazwą możemy odnieść mylne wrażenie, że Honey Lavender Gelato to mieszanka słodkiego miodu i ostrej lawendy. A gdzie tam! Miodu tu jak na (nomen omen) lekarstwo, a lawenda też nie jest wielką gwiazdą w tym zapachu. Najbardziej wyeksponowane są tu bowiem... niebieskie owoce. Na pewno wyczuwalna jest bardzo mocno jagoda, możliwe, że gdzieś na ogonie siedzi jej jeżyna. Niemniej trzon zapachu stanowi coś co przypomina jogurt jagodowy, a nie lody powstałe z pomieszania miodu i lawendy.  Oczywiście nie jest tak, że "tytułowa" lawenda została zapomniana. Ona jest w tym zapachu i jej nuty są jak najbardziej "widoczne", bo charakterystyczny ostry zapach stanowi podbicie jagodowej bazy. Na szczęście jak i w innych świecach Yankee Candle lawendowe akcenty nie przypominają środka na mole, a są niemalże identyczne z jej faktyczną wonią.


Honey Lavender Gelato jest dla mnie jednym z lepszych zapachów z jakimi miałem do czynienia. Pachnie naprawdę pięknie, jedyne do czego można by się przyczepić to jego moc. Dla mnie jest on wyczuwalny, ale osoby z "drewnianym" nosem mogłyby mieć problem. W moim przypadku tworzy on rozkoszne, pyszne i piękne tło, najbardziej wyczuwalny jest kiedy wyjdzie się z pomieszczenia i wejdzie po chwili z powrotem, wtedy wręcz zabija mocą. Natomiast przy dłuższym przebywaniu w pokoju nos się przyzwyczaja i wszystko łagodnieje. Dlatego moc oceniam na średnią. Pomimo ego, uwielbiam go i już wyczekuję dnia, kiedy znów
odpalę knot w swoim słoiku Honey Lavender Gelato.


A Wy? Macie ten zapach, znacie, lubicie? Kusi kogoś? :)
Michał.
Kic, kic, kic w białą czekoladę! White Chocolate Bunnies od Yankee Candle recenzja.

Kic, kic, kic w białą czekoladę! White Chocolate Bunnies od Yankee Candle recenzja.

Podobno marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia. Świeca, którą dzisiaj biorę na tapetę, to zapach, który premierę miał w roku 2014, czyli na moim etapie "jak można wydać stówkę na świecę, to niedorzeczne!". Kiedy jednak już maksymalnie wkręciłem się w świeczki, świeca stała się moim must-have na okres wielkanocny. Kiedy więc dostałem od Grupy Zachodniej propozycję - króliczki czy cukierki, nie zdziwi Was pewnie, że wybrałem pierwszy wariant odpowiedzi. Piękna naklejka, obiecujący zapach - mowa o White Chocolate Bunnies.


White Chocolate Bunnies przykicały do nas ponownie w tym roku jako wielkanocna limitka. I choć recenzja nie będzie bardzo obszerna, ponieważ nie jest to zapach wybitnie złożony, postaram się jednak co nieco o niej opowiedzieć. Przede wszystkim, obietnica świeczki pachnącej białą czekoladą została całkowicie spełniona. Zarówno w paleniu, jak i na sucho Króliczki pachną jak biała Milka. Słodko, kremowo z charakterystyczną dla białej czekolady "ostrością" (mam nadzieję, że wiecie o czym mówię). Ma może w sobie coś podobnego do Kucyków, jednak tutaj zdecydowanie króluje biała czekolada.. Wanilia również przewija się w tle, bo to raczej oczywiste, ale więcej nut nie jestem w stanie wyodrębnić. Ale czego się spodziewać, "Króliczki z białej czekolady" nie będą przecież pachniały jak smoothie truskawkowe!


Bardzo słodki zapach, dla lubujących się w łakociach, a będących na diecie. Nie przytłacza chociaż jest wyraźnie wyczuwalny. Nie wiem czy można by o nim zaśpiewać "już tylko killer", ale zdecydowanie jest całkiem mocny.
Mimo, że nastąpiło tu "przeładowanie słodyczy" nie czuć tego wcale i Króliczki nie przyprawiają ani o ból głowy ani o mdłości. Wręcz przeciwnie, podobnie jak z Cream Colored Ponies, chce się ich więcej i więcej!

Bardzo dziękuję Grupie Zachodniej, właścicielowi sklepów Decoaroma i sklepu internetowego YankeeHome za możliwość testowania tej świecy.

A do Was przykicały już białe króliczki? Dajcie znać!
Kringle Candle Watercolors -  wiosna w akwerelowych barwach

Kringle Candle Watercolors - wiosna w akwerelowych barwach

Pierwszą styczność z tym zapachem miałem w bydgoskim TK Maxx. Chodziłem sobie między półkami i moim oczom ukazała się mała świeczka Kringle z etykietką o pastelowym zabarwieniu. Otworzyłem wieczko i przepadłem. Podniesienie pokrywki uwolniło niebo. Dosłownie. Świeczkę odstawiłem na półkę, bo byłem na tyle spłukany tego dnia, że nie chciałem nic więcej kupować i całą drogę powrotną do domu żałowałem, że jednak nie zabrałem jej ze sobą.  W domu przekopałem pół Internetu celem jej znalezienia. W końcu udało mi się ją dorwać na oficjalnej stronie Kringle.pl - z początku sądziłem, że zapach jest wycofany, bo w dosłownie każdym renomowanym sklepie świece były wyprzedane. Wówczas bardzo mnie to zdziwiło, bo przecież jest to jedna z piękniejszych kompozycji proponowanych przez marki świecowe. A on po prostu tak szybko się sprzedaje, że kupno swojego egzemplarza graniczy niemalże z cudem. Kringle Candle Watercolors, raz!


Watercolors to nic innego jak akwarele. Nazwa wybitnie myląca, bo przecież akwarele nie pachną. A nawet jeśli, na pewno nie tak. Oto, co o naszej gwieździe rzecze producent;

Kwintesencja zbliżającego się lata zamknięta w świecy. Połączyliśmy bogactwo nut kwiatowych ze słodyczą owoców z odpowiednio dobranym kontrapunktem w postaci drzewa sandałowego i piżma, aby uzyskać doskonały efekt. Daj się zachwycić uroczemu połączeniu, które przeniesie Cię błogi stan relaksu  odprężenia.


Prawdę powiedziawszy jest to zapach, który nie wiadomo czym pachnie. I w tym tkwi jego fenomen. Jest to mieszanka najróżniejszych składników, które razem tworzą mieszankę wręcz nieziemską. Mamy tu faktycznie jakieś bardzo słodkie owoce - udało mi się dowiedzieć, że są to owoce leśne, zmieszane z bardzo słodką wonią kwiatów. Aby zelżyć trochę dodano tu także lekkie nuty powietrzne, które odświeżają całą kompozycję i czynią ją bardziej ulotną. Gdzieś między tym przebijają się także nuty drzewne. Watercolors pachnie jak perfumy dla młodej, romantycznej i pozytywnie nastawionej do życia dziewczyny, wiedzącej czego chce, ale jednocześnie marzycielki. W tej samej kategorii plasuje się również Sweet Nothings od Yankee Candle, mimo że oba zapachy się od siebie różnią.  Wąchając go możemy sobie wyobrazić piękne niebieskie niebo skąpane w słońcu i pokryte małymi, śnieżnobiałymi obłoczkami. Tak ja właśnie widzę te piękne Akwarele.


Zapach nie jest nachalny ani przytłaczający mimo, że bardzo wyraźnie wyczuwalny. Tworzy intensywne tło, które sprawia, że odpływamy w naszych marzeniach. Działa kojąco, uspokajająco i jednocześnie bardzo poprawia nastrój. Dla mnie to "zapach szczęścia" tuż obok Flowers in the Sun od Yankee. Gdybym miał opisać jak pachnie szczęście, bez dłuższego namysłu rzuciłbym obydwie nazwy.  Obok Cozy Cabin jest to jeden z Kringlowych klasyków i kiedy tylko wypalę świeczkę oraz daylight, biorę się za zakup kolejnych. Cudo, cudo, cudo!



Zapachy Miesiąca Yankee Candle na II połowę 2018.

Zapachy Miesiąca Yankee Candle na II połowę 2018.


Mamy dopiero marzec, ale specjaliści od marketingu Yankee Candle nie próżnują i już dzisiaj możemy podejrzeć pełną listę Zapachów Miesiąca w 2018. Co przygotowali dla nas na drugą połowę 2018? Same cudowności! Będzie w czym wybierać, oj będzie! Zapraszam na post!



Lipiec


Pierwszy, oficjalnie wakacyjny miesiąc rozpoczynamy od zniżek na Mango Peach Salsa i Summer Scoop. Pierwszą propozycję lipcowego Zapachu Miesiąca mogliśmy nabyć w obniżonej cenie w maju ubiegłego roku.

Sierpień 



Sierpień po względem zapachów jest wybitnie trafiony. Midsummer's Night oraz Lake Sunset to idealne pod każdym kątem propozycje na sam środek lata. 

Wrzesień 



We wrześniu istne szaleństwo, bo oba zapachy to niedawne premiery z jesiennej kolekcji 2017, Fall in Love. Mulberry&Fig Delight oraz Warm Cashmere to idealne zapachy na ten okres. Otulający kaszmir i miks jesiennych owoców - super! Ja dzięki zniżkom przynajmniej przekonam się do zakupu Mulberry, bo zapach w wosku troszkę mnie zawiódł, ale dam mu jeszcze szansę.

Październik



Dziesiąty miesiąc roku to kosmetyczne Shea Butter i perfumowany Autumn Glow, który dla mnie jest bardzo bliskim krewnym Whiskers on Kittens i trochę dalszym kuzynem Euphorii Calvina Kleina. Co do obecności Shea w październiku mam pewne wątpliwości, czy pasuje, zwłaszcza, że to zeszłoroczny zapach na wrzesień, natomiast Autumn Glow jak najbardziej na tak.

 Listopad



Świeży i zimowy Winter Glow oraz świąteczna kwintesencja zapachowa czyli Christmas Magic będą nas kusić zniżką -25% w listopadzie. Dla mnie idealnie, bo już w zeszłym roku planowałem kupić średnią Magię Świąt, teraz będzie okazja i jeszcze ten rabat!

Grudzień




 Zapach miesiąca z listopada 2016 czyli Snow in Love i niedawna nowość, czyli Crackling Wood Fire. Dla mnie średnio trafione jak na grudzień, ale grudniowe Zapachy Miesiąca zwykle mijają się z odbywającymi się w tymże miesiącu Świętami Bożego Narodzenia.


Podoba Wam się dobór tegorocznych "wybrańców"? Na który zapach czekacie najbardziej? Ja nie mogę doczekać się lipca, września i listopada. Piszcie swoje typy w komentarzach.





Dziennik Świecoholika - luty

Dziennik Świecoholika - luty




1 lutego - do domu wróciłem późno, miesiąc rozpocząłem od wypalenia do końca 1 sztuki wosku Magic Cookie Bar od Yankee Candle (mam jeszcze 2 tarty!). Byłem tak zmęczony, że nie zauważyłem zaschniętej w kominku roztopionej kosteczki Cozy Cabin od Kringle, przyznam, że zapach Magic Cookie Bar w Przytulnej Chatce dosyć osobliwy. :) Następnym razem muszę być bardziej wypoczęty, co by nie robić takich dziwnych miksów. Poza tym miesiąc zaczął się dla mnie bardzo miło, otrzymałem bowiem dwie paczki, z których zawartości jestem baardzo zadowolony. Pierwsza to przesyłka od Grupy Zachodniej, w której znajdowały się:
świeca Millefiori Milano Berry Delight
świeca Millefiori Milano  Grape Cassis
świeca Millefiori Milano  Vanilla & Wood
płócienna torba na zakupy Yankee Candle
tealighty Sun-Drenched Apricot Rose Yankee Candle.
Druga paczka to nagroda w konkursie Village Candle, czyli 3 świeczki mini glass votive

Cherry Vanilla Swirl
Pure Linen
Tropical Gateaway
  ==
2 lutego - dzisiaj skończyłem palić wosk Colonial Candle Clementine Cupcake. Absolutnie rewelacyjny zapach. Wrzuciłem do kominka ostatnie dwie kosteczki, z całą pewnością do niego powrócę, jeśli tylko będzie taka okazja.
  ==
3 lutego - sobota to zawsze czas, kiedy palę najwięcej świec i wosków. Dzisiaj poleciały aż 3 zapachy; na pierwszy ogień poszła druga i ostatnia połówka wosku Vanilla z Yankee, następnie zabrałem się za testy Pure Linen Village Candle, a wieczór umilała mi świeca Cozy Cabin od Kringle w dużym formacie.  
==
4 lutego - dzień rozpocząłem od odpalenia Yankee Candle i ich limitowanego słoja Cool Christmas Mint. Chociaż nazwa jednoznacznie kategoryzuje zapach, uważam, że można przymknąć na nią oko i palić sobie kiedy tylko przyjdzie ochota. Zapach jest naprawdę uniwersalny, uwielbiam.  Popołudnie i wieczór to czas dla Pomegranate Cider Yankee Candle. Kolejna świeczka, którą naprawdę lubię, choć ubolewam nad jej tunelowaniem się. Na szczęście sytuację udało się opanować, wszystko na dobrej drodze do powierzchni gładkiej i równej jak tafla jeziora. :)
==
5 lutego - dzisiaj przez bite 8 godzin był ze mną wosk Lemon Pound Cake od Village Candle. Piękne, cytrynowe ciasto. Po jakichś 5-6 godzinach trochę stracił na mocy, ale zupełnie mi to nie przeszkadza! Pracę nad blogiem uprzyjemniał mi wieczorową porą mały votive w szkiełku pod kuszącą nazwą Brownie Delight, również od Village.
==
6 lutego - dzień rozpocząłem od palenia Woodwick Denim. Początek wtorku był dosyć pracowity, więc jakiś zapach na "pobudzenie" ostrością się przydał. Popołudnie spędziłem poza domem, a kiedy zapadł zmrok wróciłem w domowe zacisze i rozpocząłem testy świeczki Millefiori Milano Vanilla & Wood.
 ==
7 lutego - słońce za oknem świeci , mróz nie odpuszcza, stwierdziłem, że idealnym zapachem na dzień będzie ponownie Lemon Pound Cake od Village. Cytrynowe ciasto zawsze na propsie! Właściwie wosk towarzyszył mi aż do późnych godzin wieczornych, bo byłem tak zajęty pracą, że nie zdążyłem wymienić go na nic innego, odpalałem tylko kolejne tealighty. Na YankeeHome ogromne wyprzedaże, więc skorzystałem po raz kolejny:

średni słoik Warm Cashmere
średni słoik Cherries on Snow
2x wosk Christmas Eve

8 lutego - Tłusty Czwartek! Zapach, który kojarzy mi się z pączkami (dziwna zależność w tym przypadku) to Cranberry Pear od Yankee Candle. Tarta kupiona w ubiegłym roku, w maju za bodajże 4,50 zł trochę już zwietrzała, więc trzeba było wrzucić całą do kominka, ale i tak zapach obłędny! Na szczęście mam jeszcze połowę dużej świecy! Od wieczora aż do drugiej w nocy towarzyszyła mi świeczka Millefiori Milano o zapachu Grape&Cassis.
==
9 lutego - dzisiaj nie odpalałem NIC. Cały dzień w biegu, bałagan w pokoju jakoś nie nastrajał mnie do palenia wosków. Jednak dzisiaj odebrałem swoje zamówienie z Yankee Home, które kompletowałem aż od stycznia. Same cuda w niskich cenach!
Stars & Stripes
Spiced Pumpkin
Warm Cashmere
Festive Coctail
Cream Colored Ponies
Cherries on Snow
2x wosk Christmas Eve
plus płócienna torba Yankee Candle

Przy okazji zakupów w sklepie stacjonarnym, gdzie kupiłem kilka pierdółek do domu, wrzuciłem do koszyka też wosk Black Cherry. Także pomimo braku palenia czegokolwiek, zakupowo dzień zaliczam do udanych!

==
10 lutego - dzisiejszy wybór padł na Sugared Apple Yankee Candle. Pierw do kominka trafiła połowa tarty, ale że zapach ładny, a moc trzymał tylko przez pierwszą turę palenia, później dorzuciłem jeszcze drugą połówkę wosku. Śliczny zapach, czuć cukier, ale bardziej niż jabłko, przypomina kawę z mlekiem i dużą ilością cukru . :)
==
11 lutego - wolną chwilę na zapalenie świeczki znalazłem dopiero pod wieczór. Pierwsze palenie zaliczyły kucyki Cream Colored Ponies od Yankee Candle. Co za zapach! Ponadto zamówiłem średni format świeczki Spring Awakening od Village Candle prosto ze sklepu Aromanti.
==
12 lutego  - coś mnie rozkłada, więc moje plany o masowym wykańczaniu starych wosków trochę się podkopały. Na wieczór puściłem Caramel Pecan Pie i niestety rosół. Dużo lepszy niż Bakery, ale nadal rosół. Jutro chyba wrzucę drugą połówkę tarty, co by go szybko skończyć, bo jednak żal wyrzucać.
==
13 lutego - misja o kryptonimie "Wypalanie" trwa w najlepsze. Rano pożegnałem się z drugą połówką rosołowej tarty Caramel Pecan Pie, wieczór to już czas dla mojego ulubieńca, też w formie wosku - Macaron Treats. Dzisiejszy dzień zdecydowanie należy do Yankee Candle. Oprócz tego przyszła do mnie wielkanocna paczka od Grupy Zachodniej ze świecą White Chocolate Bunnies oraz zamówienie z Aromanti, ze świeczką  Awakening Village, o której pisałem Wam dwa dni temu.
==
14 lutego -  dzisiaj tylko dopaliłem Makaroniki z wczoraj, grypa się rozkręciła na dobre...

...

23 lutego - pierwszy raz od ponad tygodnia palę jakąkolwiek świeczkę. Wstręt do jedzeniówek minął, a ja nareszcie czuję się lepiej. Dzisiejsze palenie to mini votive Cherry Vanilla Swirl od Village Candle.
==
24 lutego - sobotnie popołudnie to wykończenie zapasu wosku Macaron Treats. Robiny czystki w woskach. Piękny zapach, ale świeca czeka, a nie chcę żeby wosk wywietrzał. Zapach umila mi pracę. I tak umilał aż do późnego wieczora. Wosk skończony. Jeden mniej.
== 
25 lutego - dzisiaj prawdziwe szaleństwo zapachów! Rano przepiękny Awakening z Village Candle, które pachnie wszystkim co określa wiosnę - trochę cytrusami, trochę świeżym powietrzem, zielenią. PIĘKNY! Popołudnie to czas dla Kucyków Cream Colored Ponies od Yankee, a wieczorem odpaliła się Ginger Spice Cookie, również od YC.
==
26 lutego - pierwsza w kominku wylądowała kosteczka wosku Tropical Gateaway od Village Candle, którą dostałem jako gratis do zamówienia w Aromanti - fajny kremowy kokos. Następnie odpaliłem Berry Trifle z Yankee Candle, który też lubię, bo uwielbiam wszystkie maliny, jeżyny i inne; róbcie zapasy bo wycofują! Po 4 godzinach w ruch poszedł mały votive Cherry Vanilla Swirl, znów od Village, który towarzyszył mi do baardzo późna i dokonał swojego świecowego żywota.
==
27 lutego - poranek zacząłem od dosypania do kominka drugiej połówki wosku Berry Trifle. Tym samym mogę skreślić z listy "Do wypalenia" kolejny wosk. Do połowy marca muszę zredukować bowiem liczbę wosków, by zrobić miejsce na nowe! Od przybytku głowa nie boli, ale przy ponad 90 różnych zapachach ciężko się rozeznać. :D Po wykończeniu Berry Trifle, czas na kolejne denka - wczesnym popołudniem Cherry Vanilla Swirl, a wieczorem Pure Linen, oba od Village Candle - tu chyba będzie świeca! :D
==
28 lutego - miesiąc zakończyłem paleniem dwóch kosteczek (pierwszy gaz od dawna) wosku Goose Creek Cozy Home. Fajny kokos, lekko perfumowany (inny niż w Tropical Gateaway  od VC) z nutą drewna sandałowego i wanilii. Pachnie jak ekskluzywny salon meblowy, albo elegancki samochód z bardzo drogo pachnącą "choineczką" zapachową o zapachu kokosowo-waniliowym. Wieczór to premiera Merry Berry Linzer. od Yankee Candle Cała tarta na raz. Trochę jak Berry Trifle, ale dodatkowo mamy tutaj słodkie nuty maślane, które czynią go zapachem ciasteczka z galaretką malinową. Pycha! Choć oba zapachy mocą nie zabijają, bardzo fajnie pachną. 


Tak właśnie wyglądał mój luty. A u Was jakie zapachy królowały w "miesiącu zakochanych"? Przed nami kolejne puste kartki do zapisania, tym razem w rozdziale "Marzec'. Jak ten czas szybko leci!