Herbata na Walentynki - Grape & Cassis Millefiori Milano, recenzja.

Następnym przystankiem naszej wycieczki do zapachowych zakamarków Lombardii jest stacja Grape & Cassis. Druga z trzech świec Millefiori Milano, które obecnie testuję. I ona zapłonęła już żarliwym płomieniem, dlatego czas na recenzję.


Grape & Cassis to jak sama nazwa wskazuje mieszanka winogrona i czarnej porzeczki. Dlatego też wybierając ją spodziewałem się czegoś słodkiego w typie Tuscan Vineyard od Yankee Candle i czegoś lekko kwaśno-gorzkiego. Jeżeli na sucho którekolwiek z moich wyobrażeń na temat tejże uroczej świeczki się ziściło, tak w paleniu zapach pokazuje swoje drugie oblicze. You are so two faced, babe! Absolutnie się nie zawiodłem, bo to byłoby złe słowo, ale w paleniu świeca jest zupełnie nieobliczalna.A porównując z opisem producenta w ogóle możemy popaść w lekką konsternację:

Owocowe nuty cytrusów połączone z aromatem kwiatów brzoskwini i wetiwerii.

 Zamiast owocowego miksu, otrzymujemy... herbatę.



I to nie byle jaką, bo pachnie jak rasowa herbata, świeżo zaparzona w czajniku. Ma tę charakterystyczną dla mojego ulubionego napoju gorycz, która na sucho jest wyczuwalna prawie że minimalnie. Kiedy knot płonie, dochodzi do głosu i udziela się co najmniej tak jak Pani Pawłowicz na mównicy sejmowej. Głośno, konkretnie, żeby wszyscy słyszeli. Czy to dobrze? Mnie pasuje! Ale zapach, nie Pani Krystyna na mównicy, bo ja jestem apolityczny, więc w takie tematy nie wchodzę. Wracając - gorycz jest tu spowodowana przez drzewne nuty, które są ewidentnie wyczuwalne i całkowicie niespodziewane. Sandał? Dla mnie raczej cedr.

Kwiaty brzoskwini i wetyweria to chyba jakieś składniki widmo, bo naprawdę śladu po nich nie ma. Wetyweria, która nadaje zwykle męskiego charakteru, wiecie, żel pod prysznic i te sprawy - też nie jest dla mnie wcale wyczuwalna. Może to ona odpowiada ze ten herbaciany charakter zapachu, ale ręki sobie uciąć nie dam. Cytrusy? No, może jakaś bergamotka gdzieś w tle się przewija, ale to zdecydowanie na wyrost.  


Moc jak najbardziej zadowalająca, dla mnie w sam raz. Nie przytłacza, czuć tam gdzie powinno. Zapach ciężki do zaszufladkowania w kategoriach pór użycia. Rano, wieczór - letni czy zimowy. Jest to chyba jeden z bardziej uniwersalnych zapachów, dla których pora roku nie ma większego znaczenia, rzekłbym "Grape & Cassis to nowa czerń". Pasuje wszędzie i do wszystkiego.  Tak jak herbata, której zapach przypomina.

Dziękuję za uwagę, przed nami jeszcze jedna recenzja, a będzie to Berry Delight. Żegnam się już z Wami i zostawiam w herbaciano-walentynkowym nastroju,
Michał.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku! Pisząc komentarz na moim Blogu zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych. To samo tyczy się obserwowania Bloga. Wszystkie Twoje dane są bezpieczne i używane jedynie w celu publikacji komentarza - w każdej chwili możesz mieć do nich wgląd - możesz też wnieść o skasowanie swojego komentarza lub jego zmianę.