Sklep z dżinsami i zamszowymi butami czyli Woodwick Denim - recenzja wosku
Kiedy wyczerpują się pomysły na zapachy kwiatowe, jedzeniowe, firmy postanawiają wrzucać do swojej oferty coraz to nowsze propozycje, które będą całkowitą innowacją i będą wyróżniać je na tle innych, konkurencyjnych marek. Każda znana firma ma w swojej ofercie taki zapach, który kojarzy się tylko z nią i który jest na tyle charakterystyczny, że chyba, żadna inna nie odważy się go powielić. Dzisiaj testujemy wosk Woodwick Denim. Przyznam, że chodził za mną już od dawna. Ciekawa nazwa, skrajne opinie na jego temat. Od faktycznego zapachu jeansu do "plastiku z chińskich zabawek". Jaka jest prawda?
Pierwsze wrażenie na sucho - rewelacja. Nos był chyba zbyt rozweselony woskami innych marek, które przyszły do mnie z zamówieniem z Markowych Świec. Czułem w nim nawet coś na nutę kwiatów, ale emocje szybko opadły.W yobraźcie sobie typowy amerykański sklep, powiedzmy w Teksasie, gdzie wchodząc Waszym oczom ukazują się drewniane ściany, na których zawieszone są najróżniejsze dżinsowe kurtki i spodnie, na półkach stoją zamszowe buty, a za ladą stoi brodaty pan w tatuażach i w pasie z wielką klamrą i czerwoną bandaną paisley na głowie. Gdzie produkty eksponowane na sali wydzielają swój własny zapach, a nie taki, którego używa się w sieciówkach czy butikach, by zachęcić klienta do zakupów. Tak właśnie pachnie Denim. Zapach dżinsów przeplata się ze skórzanymi akordami zamszu. I nie, nie ma tu kwiatuszków, jakie wcześniej wyłapał mój nos. Podejrzewam, że tak pachnie np. butik Levi's.
Reasumując - wosk nie jest zły, prawdę mówiąc, po którymś wąchaniu na sucho spodziewałem się czegoś znacznie gorszego. Zdecydowanie jednak nie trafi na listę moich ulubieńców, a przygodę z nim zakończę po wykończeniu klepsydry, której zużycie zajmie mi pewnie bardzo dużo czasu. Podobno świetnie sprawdza się wymieszany z miętą Kringle Candle. Trzeba będzie spróbować. Początkowo moc jest wręcz zabójcza, a Denim, cytując klasyka "ścina białka w oczach", z czasem jednak słabnie i staje się bardziej przystępny dla nosa. Zapach zdecydowanie dla koneserów lubujących się w "białych krukach" i oryginalnych kompozycjach. Jeżeli lubicie perfumowane, jedzeniowe czy kwiatowe zapachy, odpuśćcie sobie. Nie pachnie też plastikiem, ale dla mnie, raczej jedzeniowca, to stanowczo za mocny okaz, poza tym nie lubię też nut skórzanych (nawet w perfumach), które ewidentnie tu występują.
Dzięki za uwagę i do następnego posta,
Michał.
o! ciekawy :D Ja się muszę przekonać do mieszania wosków właśnie :P
OdpowiedzUsuńJa się kiedyś zagapiłem i wymieszałem Tarte Tatin z Rhubarb Crumble. I powiem szczerze, że całkiem fajnie pachniało! Gdzieś były przepisy na mieszanie wosków, co z czym. :D
UsuńOstatnio w sklepie przeszłam obok niego z totalnym brakiem zainteresowania. Zrobiłam głośne "meh" i chyba nawet nie powąchałam. Rzuciłam się za szybko na promocje z Yankee. I teraz żałuje! Uwielbiam takie... "dziwaki"? To chyba dobra nazwa. Nie palę ich często, ale lubię odkrywać coś nowego i czasem mam nastrój do takich kompozycji, szczególnie dobrze pasują do klimatycznej książki ;). Kubek herbaty, Stephen King, albo dobry kryminał i taki wosk w tle. Szczególnie dobrze czytałoby się przy tym "Mroczną wieże" (tak myślę!). Kończąc dygresję, bo odbiegam od tematu.... będę musiała się po niego wrócić! Zrobiłeś mi na ten zapach nie lada apetyt! :D
OdpowiedzUsuńZapach to jest dziwak nad dziwaki. Szczerze byłem przerażony, nawet się z innym blogerem umówiłem na "wspólne" odpalenie żeby było raźniej "XD
Usuń